piątek, 26 grudnia 2014

krzyżowanie

                                               
jestem rozpięta na szerokość ulic i jezior
między jedną a drugą dłonią
przeplatają się pociągi i latarnie
gasną nim zdążę dojrzeć uniesioną brew
pomyślisz że znów przedawkowałam wyobraźnię i poezję
budynki przewracają mnie z kąta w kąt

moje dłonie obejmują wszystkie upalne lata
kiedy lepiłam się od nadmiaru słów
na moich oczach wyginęli prawie wszyscy
reszta zgrzyta między wersami

jedymie pod twoją skronią czuję
puls i ciepło zupełnie jakby pochodziło
nie z tego miasta
                                                                         grudzień 2014r.

czwartek, 11 grudnia 2014

przesyt

nadużywamy rąk i ust to tylko
sepia gra kolorów i zarys szminki
zahaczeni ramionami czekamy aż
ciśnienie wzrośnie wtedy wychodzimy z ram
odtąd zaczynają pękać w nas ściany
wykręcamy wskazówki i ręce
w głowie tłucze się szkło

jesteśmy tylko fragmentami
tego domu przedłużeniem pleców i ramion
dopóki nie oślepi nas światło
raz dwa trzy szukasz ty
 
                                                    grudzień 2014 r.








niedziela, 7 grudnia 2014

przebudzenie

                                             
to miasto wyprowadza mnie ze
snu od kiedy krążą mi w żyłach
różne ulice zamykam szczelniej drzwi
i okna składam dłonie a żeby tak powyrzynać w pień budynki
wyburzyć drzewa i lasy wysadzić rzekę

zostanie tylko ta cholerna struna światła
przedświt ramion i ust
napięcie mięśni

czy zdążę na autobus zimnym rankiem
żeby pisać na szybie
pokaleczonym palcem?


                                                                                   grudzień 2014r.


środa, 3 grudnia 2014

pestka


umówiliśmy się na wrzesień
aby jeść dojrzałe śliwki pluć pestkami
tam gdzie nie dochodzi żaden krzyk ze ściśniętych
ulic o jeden most za blisko
tuż za Wysoką Bramą

za szybą
ludzie brali auta i kupowali śluby

pamiętam twoje czarne skórzane rękawiczki
i moje sparaliżowane usta

odtąd wychodzę zawsze przed końcem lata
zostawiam wszystkie ubrania
na później
                                                              listopad 2014r. 

piątek, 28 listopada 2014

łuski

tamtego dnia
łódka ukołysała biodra
naciągalismy mgłę
wyszeptałeś
jeszcze piśniesz słówko
a wyrżnę wszystkie ryby
będą mieć zdziwione oczy
i słony posmak lata

                                               listopad 2014r. 

piątek, 7 listopada 2014

otwarcie

powiedziałam
dom nie ma ścian
sąsiedzi wchodzą nam do łóżek
i książek wyrywają ostatnie
kęsy zabijają muchy

gdy tu stoisz z nożem
otwieram swój brzuch
kawałek po kawałku
wyjmujesz ze mnie
słowa

powiedziałam
dom nie ma ścian
ale powiesimy obrazy
i zdjęcia

gdy tu stoisz z nożem
sąsiedzi skaczą nam do
sufitu zdejmują nogi i ręce

powiedziałam dom nie ma
gdy tu stoisz
sąsiedzi
edzi
i
po kawałku
łku
u


Wilanów 2012

a co jeśli autobus nie przyjedzie
i nie odwrócę się plecami na
Wilanów zamarznięty w twoich oczach

czy zdążysz nadać nazwy wszystkim
dniom i spacerom nad brzegiem
Wisły gdy szukałam topielców
mówiłeś jeszcze nie teraz
ziemia też jest skuta lodem
i chropowata
jak twarz Cyganki
(twoje linie życia są popierdolone
rzuca i znika) gdzieś pomiędzy
jednym a drugim kieliszkiem
łapiemy oddechy i gołębie
do odjazdu zostało trzydzieści pięć minut
to za krótko by
krzyczeć do zmierzchu


                                                                                        październik 2014r.

poniedziałek, 3 listopada 2014

*** (mieliśmy spotkać się po lecie)

mieliśmy spotkać się po lecie
powiedziałeś
bedę obracać w palcach
kasztany
aż dojrzeją
razem z tobą zrobię
zdjęcia nagim
pniom aż sczerwienieją
liście
jednym ruchem
otworzę ci wnętrze
będzie bolało
tak jak lubisz
                           październik 2014r.

sobota, 13 września 2014

*** (od kiedy wszystkie talerze zostały rzucone)

od kiedy wszystkie talerze zostały rzucone potykam się
o słowa są jak resztki z wczorajszej kolacji bez
wina i krewetek kto by pomyślał że język
zdrętwieje i będę grać jak dawniej
na noże
idź stąd powiedziałeś i rozbierz
pomarańczę skórka po skórce
nim dotrę do wyjścia
ściany kuchni przyjmą wszystko
będzie pachnieć jak w prawdziwym domu

                                                                      wrzesień 2014r.

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

gra

las jest pełen niebezpieczeństw
od kiedy pachnie twoją wodą do golenia
cała mrowieję od spadających liści
zdzieram z siebie korę tam gdzie
grzęzną słowa i nie przychodzi
do głowy nic oprócz lśniącej
rosy wreszcie
wierzba jęczy w uszach
cień twojego imienia
chowa się pod drzewem
na palcach wspinam się
po księżyc łaskoczesz
babie lato plącze mi myśli
łydki są jeszcze ciepłe ty lepki
od żywicy zdejmujesz
nadmiar niedopowiedzeń
nie do wiary
spod twoich dloni wypełzają
czarne żmije pełno ich w moich
oczach wilgotnieje jutro

piątek, 8 sierpnia 2014

synapsy

znów spotykam cię na skrzyżowaniu gdzie
neurony pulsują dajesz mi zielone światło
do rąk przejmuję ciepło
tkanka po tkance
faktura twoich palców
napełnia mnie
po uda

w głowie kręci się od samolotów
zataczają miejsca w których nigdy
nie byliśmy i nie będziemy

bo przecież
twój zawód wymaga precyzji
wszystkie synapsy rozchodzą się na moich oczach

sobota, 12 lipca 2014

zabawa

ze wspólnych rytuałów zostaje nam już tylko
mycie zębów zacieranie śladów nim
wpadniemy na siebie
w drodze do kuchni
gdzie wszystko zamienisz w popiół
mówiłam
stanowczo za dużo palisz

najwyżej zróbmy to
zamknijmy szczelnie okna
nim higrometr napręży się
zagniotę ciasto tak jak lubisz
wystygnie herbata i wczorajsze wersy

najwyżej zabawmy się w chowanego
szukaj mnie
pod parapetem tam gdzie czają się koty
czyham na ciebie z ostrym
wierszem
                                                          2014 r.

piątek, 11 lipca 2014

odejścia

mamo
odkąd umarłaś ciągle jest wczoraj
masz oczy zimne i blade
to miasto mnie wykańcza

pociąg spóźnia się już godzinę

mamo
odkąd umarłaś
trzymam w ręku twoje włosy
sztywne i białe jak ostatnie święta

mamo
tu gdzie stoję nie ma odwrotu
stalowy wiadukt
grzęźnie mi w gardle

                           2014r.

upał

termometr pokazuje 38* C w cieniu
w lodówce spleśniałe truskawki
nadają się do niczego
ciepły szampan nie chce bulgotać w ustach
więc chowamy wszystkie atrybuty
zostaje do wyboru
książka lub seks

więc włączasz radio
w wiadomościach zapowiadają topielców
i udary mózgu

jesteś tak przejęty
że koszula przykleja się do ciała
we mnie rośnie napięcie
otwiera oczy i balkon

                                       2014 r.







powroty

zabierz mnie tam gdzie obiecałeś
tu drzewa mają słoje obrzmiałe
jak ostatnie noce
lub drzew nie ma wcale

tu ulice są zbyt ciasne na moją głowę
nie przyjmą się ani kwiaty ani wiersze
zwiędną wszystkie wypowiedziane słowa

zabierz mnie tam gdzie
wzbiera we mnie Wisła
                                             2014 r.